Mój śmierdzący dzieciak
My Stinking Kid / Wo de chou xia hai
reż. Tsai Ming-Liang
/
Tajwan 2005
/
50’
napisy: polskie i angielskie
retrospektywa: Tsai Ming-Liang
Buntownicy neonowego boga,
Chłopcy,
Dajcie mi dom,
Dziura,
Good Bye, Dragon Inn,
Kapryśna chmura,
Która tam jest godzina,
Moi nowi przyjaciele,
Mój śmierdzący dzieciak,
Nie chcę spać sam,
Niech żyje miłość,
Przejścia już tu nie ma,
Rozmowa z Bogiem,
Rzeka,
Światło księżyca na rzece,
Twarz,
Wszystkie zakątki świata
Twórcy z charakterem.
Minisłownik Tsai Ming-Lianga
Od lat jest ulubieńcem publiczności festiwalu Nowe Horyzonty. Jego nastrojowe filmy opowiadają o mieszkańcach azjatyckich metropolii – błądzących samotnie po miejskim labiryncie, uwięzionych w swej cielesności.
Rezydent Tajwanu, pochodzący z Malezji Tsai Ming-Liang, to najczęściej dziś nagradzany na światowych festiwalach azjatycki reżyser. Został doceniony przez jury i krytyków w Cannes („Dziura”, 1998), a także w Wenecji („Vive l’amour”, 1994; „Goodbye Dragon Inn”, 2003; „Nie chcę spać sam”, 2006) czy Berlinie („Rzeka”, 1997; „Kapryśna chmura”, 2005). Każdy jego kolejny film jest z niecierpliwością oczekiwany przez festiwalową publiczność, a potem żywo dyskutowany. Bywa, że towarzyszy mu etykieta kontrowersyjności. Czy słusznie?
Tsai Ming-liang porusza się w obszarze cienia. Nie dosłownie, choć jego filmy, mimo panującego w nich upału, zwykle pozbawione są słonecznego światła. Reżyser przygląda się swoim bohaterom w ciszy, chcąc z ich ciał odczytać nieświadomy przekaz. Patrząc w głąb, poza codzienne ludzkie wizerunki, dociera do ukrytego pod nimi zapisu tęsknot i namiętności. Uniezwykla filmową rzeczywistość, z jednej strony stosując powolny rytm narracji, z drugiej – skupiając uwagę na detalach, czyniących ją magiczną. Magia nie wynika jednak z natury rzeczy, a z nadawanych im przez nasze widzenie poetyckich właściwości. Filmy Tsai Ming-Lianga są przykładem poezji straty i samotności, rozpaczy i miłości w pustym świecie nadmiaru.
Ciało
Tworzone niemal na planie filmowym scenariusze Tsai Ming-Lianga ufundowane są na tęsknocie za miłosnym spotkaniem, miłosnym zdarzeniem. Czy erotyka rzeczywiście pozwala sięgnąć dalej, poza materialność dotyku, poza mechanikę ciała i jego świadomość? – zastanawia się reżyser. W swoich filmach daje wyraz zarówno nieufności względem ciała, jak i pokładanej w nim wiary, podkreśla fundamentalny związek życia z Erosem. Ciało nieustannie uczestniczy w zmaganiach z różnymi odcieniami miłości i seksualności, uwalnia się od płci, dotyka tabu. Jest wieloznacznym, androgynicznym, zawsze głównym bohaterem twórczości Tsaia. Wplątane raz w drapieżną, innym razem ironicznie potraktowaną popkulturę, poszukuje autentycznej relacji z innymi ciałami. Zdarza się, że odrzuca samotność w imię wplątywania Drugiego w sekretne miłosne strategie, dzięki którym czuje i rozkosz, i wstyd.
Czas
Jeżeli współczesna kultura popularna domaga się radykalności, skrajności, przerysowania, Tsai Ming-Liang takiej kulturze mówi „nie” – choć nieraz przyjdzie mu się nią bawić. Chcąc uciec od banału i powierzchowności, spowalnia rytm: ujęcia jego filmów są wydłużone, statyczna kamera nie wykonuje gwałtownych ruchów, montaż jest łagodny, a fabuła wydaje się wątła.
W tym spowolnieniu reżyser zaprzecza codziennej prędkości życia w wielkim azjatyckim mieście, ale też – konwencji filmowej panującej w kinie głównego nurtu. To również „nie” dla błyskotliwych, chwilowych pomysłów, mających oddać ducha „naszych czasów”. Tsai Ming-liang przekonuje, że każdy z nas żyje w swoim odrębnym czasie i że istnieją takie chwile, kiedy ten swój czas możemy dzielić z innymi. Reżyser płynnie, w lekkim stylu przechodzi od metafory do dosłowności – bohaterowi filmu „Która tam jest godzina?” (2001) każe przestawiać wszystkie zegary na czas europejski, bo dziewczyna, którą jest zafascynowany, mieszka w Paryżu.
Lee Kang-sheng i Francuzi
Autor „Kapryśnej chmury” łączy w swojej twórczości różne wpływy. Ukształtowany przez europejską tradycję filmową, za najbardziej inspirujących przyjaciół uznał Francuzów: nowofalowego reżysera Françoisa Truffauta (jego ulubiony aktor Jean-Pierre Léaud pojawia się również w filmach Tsaia) oraz inne wielkie postaci francuskiego kina, jak Robert Bresson czy Jacques Tati. Jednakże muzą pozostaje dlań przede wszystkim Lee Kang-sheng – tajwański aktor i reżyser („Zaginiony”, 2003 i „Pomóż, Erosie”, 2007), od lat należący do stałej ekipy jego współpracowników. Jest znakiem rozpoznawczym Tsaia, rodzajem alter ego. Jest postacią, która z filmu na film zachowuje podobne cechy, jakby przechodziła z jednej historii w drugą.
Pierwszymi filmami, które młody Tsai Ming-Liang oglądał, były filmy z Azji. Tym wspomnieniom poświęcił filmowo-przestrzenną instalację „Is It a Dream?”, prezentowaną na wystawie „Atopia” podczas weneckiego biennale sztuki w 2007 roku. Była to kopia nieczynnego od lat kina, wyposażonego w zniszczone czerwone fotele; do Wenecji przyjechały z niewielkiego malezyjskiego miasteczka, w którym wychowywał się reżyser. Siedzący w nich widzowie biennale mogli obejrzeć filmy, które on sam kiedyś w takim kinie oglądał; mogli zatopić się w mglistych wspomnieniach dzieciństwa przyszłego artysty. Kino zostało przez Tsai Ming-Lianga potraktowane jako przestrzeń uniwersalna, a zarazem w poetycki sposób prywatna. Żywym elementem instalacji był oczywiście aktor-fetysz Lee Kang-sheng.
Przestrzeń
Statyczne kadry filmów Tsaia, zbudowane z charakterystycznych architektonicznych form, pozwalają bohaterom przechodzić przez nie w czasie rzeczywistym. Widz zawsze zdąży je sobie dokładnie obejrzeć i docenić precyzję, z jaką reżyser używa przestrzennych labiryntów. Współczesna azjatycka metropolia, taka jak Tajpej, ma ich całe mnóstwo. Kiedy Tsai Ming-Liang przenosi akcję do Kuala Lumpur w rodzinnej Malezji, sposób pokazywania miasta niewiele się zmienia, zwykle są to dosyć puste miejskie obrzeża. Właściwie całe azjatyckie miasto składa się z dzielnic i miejsc, które pełnią rolę obrzeży. Ich odsunięcie i surowy charakter przywodzą na myśl malownicze cywilizacyjne ruiny. Te miejsca są dla tajwańskiego twórcy ważne, bo zawsze niosą w sobie ładunek emocji.
Najnowszy film Tsai Ming-Lianga – „Face” powstał na zamówienie Luwru. Dyrekcja paryskiego muzeum, widząc dramaturgiczny potencjał w zabytkowych przestrzeniach, zaprosiła artystów i reżyserów z całego świata (w tym właśnie Tsaia), by stworzyli kolekcję dzieł zainspirowanych jego architekturą. Zaśnieżone ogrody Tuileries, apartamenty królewskie, dziedziniec koło szklanej piramidy Leoh Ming Peia i jej podziemia, rozmaite zakamarki, które reżyser odkrywał przez długie miesiące zwiedzania zamkniętych dla publiczności części muzeum, stały się scenerią „filmu w filmie”, a zarazem adaptacją opowieści o biblijnej Salome.
Melancholia
W jego filmach bohaterowie krążą wokół siebie pozornie bez celu. Mijają się jak w transie. Z tego sennego, gorącego mijania poza hipnotyzującym nastrojem zawsze wyłania się w finale pewna całość, domknięta spektakularną lub pełną poezji sceną. Tsai Ming-Liang tworzy plastyczny, spowolniony świat, którego chciałoby się dotknąć, poczuć – nawet jeżeli kino jest tylko iluzją czucia. Niejasne relacje między bohaterami, krążącymi po miejskich przestrzeniach, składają się na geometrię bliskości, która nie ma żadnych mocnych intelektualnych fundamentów. Związana z ciałem, ale już nie z płcią, oczyszczona z kulturowych wpływów, dopuszcza do głosu najróżniejsze konfiguracje, łączy to, co pojedyncze, osobne, niedopasowane, we wspólnotę innego rodzaju, zapomnianą i wieczną. W codziennej rzeczywistości, pełnej osobistych uwikłań i masek, Tsai Ming-Liang proponuje nam osobliwy rodzaj oczyszczającej melancholii.
tekst AGNIESZKA SZEFFEL