|
Gazeta Festiwalowa "Na horyzoncie", nr 5
28 lip 2014
O współpracy z artystami i ambicjach stworzenia własnego filmu opowiadają Darius Keeler i Danny Griffiths, twórcy grupy Archive, którzy zagrają dziś w Arsenale.
Rozmowa z Dariusem Keelerem i Dannym Griffithsem muzykami z zespołu Archive.
28 lipca 14
Wrocławski T-Mobile Nowe Horyzonty to moim zdaniem ewenement wśród festiwali. Na skalę co najmniej europejską – mówi Przemysław Wojcieszek.
Rozmowa z Przemysławem Wojcieszkiem reżyserem filmu „Jak całkowicie zniknąć”, pokazywanego w Międzynarodowym Konkursie Nowe Horyzonty.
więcej
Magdalena Felis: W Twoim filmie dwie nieznajome dziewczyny spotykają się przypadkiem w metrze. Zaczyna się gra w uwodzenie, dzika podróż przez nocne kluby, bary i pulsujący muzyką Berlin. Tego nie można pokazać na scenie. Umiesz jeszcze wracać do teatru, kiedy kino daje tyle swobody?
Przemysław Wojcieszek: Kino miało decydujący wpływ na to, co teraz robię, ale jednocześnie miałem i nadal mam – bo jest to sprawa otwarta – etap fascynacji teatrem. Kino to dziś dziwne zjawisko: jako medium traktowane jest wciąż bardzo konserwatywnie. Nawet na festiwalach. T-Mobile Nowe Horyzonty są absolutnym wyjątkiem, na skalę co najmniej europejską. Dorównuje im może tylko Rotterdam. Z drugiej strony w ramach języka filmowego dokonała się prawdziwa rewolucja. Narzędzia, którymi dysponują dziś filmowcy, pozwalają kręcić filmy tak, jak się pisze książki: w radykalnie autorski sposób. Takich radykalnych odkryć szukam w kinie.
Często chodzisz do kina?
– Nie jestem kinofilem. Zazwyczaj mam ochotę wyjść z seansu po pięciu minutach. Bardzo mało filmów mnie zachwyca. Ale od czasu do czasu przeżywam olśnienia, kiedy widzę, jak genialny może być dziś język filmowy. Nowym medium dla kina jest internet, na który czasem narzekam, ale jestem do niego generalnie przykuty. Sprzedałem nawet moje maszyny do pisania – ostatnia chyba wisi na Allegro.
A ile ich było?
– Zdarzało się, że nawet dziesięć. Kiedyś miałem takie swoje zaklęcie, że jak zaczynałem scenariusz, to kupowałem maszynę do pisania, a potem, po napisaniu, niszczyłem ją. To było świetne uczucie: skakać po maszynie do pisania. Taki rytuał. Ale mój ostatni scenariusz napisałem w całości na laptopie.
Trudno mi sobie wyobrazić scenariusz do „Jak całkowicie zniknąć”!
– Bo w tym filmie ważniejszy jest koncept – dlatego nazywam go często docu-fairy-tale: przebieramy dziewczyny w stroje wieczorowe i wchodzimy w miasto pełne hipsterów, pijaków, turystów, świrów, przechodniów. I zaczynamy opowieść o jakiejś relacji, która się rozwija, dryfuje. Wpuszczamy w ich relację atmosferę miasta, zanurzamy je w nią, żeby tę miłosną historię zdemontować.
Dlaczego wybrałeś Berlin?
– Trochę dlatego, że jest bardzo podobny do tego miasta, w którym mieszkam, czyli Wrocławia. Choć dziesięć razy większy. Jest coś dziwnego w podróży do Berlina z Wrocławia: wsiadasz we Wrocławiu, jedziesz przez jakiś las i nagle jest Berlin. Czasem sobie myślę, że to jest jakaś odłączona przez lodowiec wyspa, część tego miasta. To miasto daje świetną energię. A jednocześnie czuję się tam bezpiecznie. Na miejscu.
Rozmawiała Magdalena Felis
28 lipca 14
Kręci film w dwa dni z budżetem, za który w Los Angeles nie można kupić kanapek dla ekipy. Aktorzy to naturszczycy: bezrobotni, bezdomni, narkomani i alkoholicy mieszkający w parku przyczep kempingowych w Ventura w Kalifornii. Witajcie w świecie Giuseppego Andrewsa!
więcej
Twórcą dokumentu o Giuseppem jest reżyser Adam Rifkin, który pracował z nim przy okazji „Detroit Rock City” prawie dekadę wcześniej. Odwiedza go podczas kręcenia „Garbanzo Gas”, którego fabuła brzmi jak wizja wariata. Krowa wysłana zostaje na sponsorowane przez rzeźnię wakacje do obskurnego motelu. Tam poznaje dwóch wyrzutków społecznych, którzy będą próbowali ją zjeść, oraz zabójcę na zlecenie, który słucha wiadomości z buta ortopedycznego. To szaleństwo i pozorny chaos to znak rozpoznawczy filmów od lat kręconych przez Andrewsa.
Ograniczenia gatunkowe i logika w jego produkcjach nie istnieją. Dominuje nieskrępowana wyobraźnia, dadaistyczna pogoń myśli i poezja rynsztoka. Wzoruje się na Fassbinderze, jest operatorem, montażystą, scenarzystą i reżyserem. Kocha Viscontiego i Pasoliniego, ale przede wszystkim uwielbia swoich aktorów. Vietnam Ron, Big Ed, Sir „Bigfoot” George to postacie intrygujące, z burzliwą przeszłością wypisaną na twarzach.
Andrews zaczął kręcić filmy w partyzanckich warunkach jako lekarstwo na depresję, w którą popadł po pracy w Hollywood. Energią, zaangażowaniem i entuzjazmem zaraził innych. Dziewczynę, ojca, ludzi mieszkających w tym samym kempingu. Praca przy jego dziwacznych projektach jest dla nich odskocznią od przygnębiającej rzeczywistości. Z jakiegoś powodu zgadzają się recytować niecenzuralne dialogi, odgrywać absurdalne sceny. Giuseppe osiąga przy okazji więcej niż Matka Teresa i organizacje charytatywne razem wzięte. Realizując swoją pasję, pozwala życiowym wykolejeńcom przez chwilę poczuć się wyjątkowo, zostać gwiazdą ekranu i doświadczyć ulotnej magii kina.
Radek Folta
„Giuseppe robi film”
Dziś, godz. 19.15, Kino NH 8
Jutro, godz. 10.00, Kino NH 4
28 lipca 14
Trudno tak naprawdę rozstrzygnąć, o czym w pierwszej kolejności jest ten film. Czy to portret nielegalnych ulicznych widowisk ze slumsów Dżakarty, socjologiczny rys społecznych zależności, a może rodzaj podszytego ekologicznym przesłaniem apelu?
więcej
Sprawy nie ułatwia reżyser dokumentu „Małpa w masce – ewolucja teorii Darwina”, pochodzący z Indonezji Ismail Fahmi Lubish, który zamiast sukcesywnie udzielać odpowiedzi na kolejne pytania, stawia raczej na obserwację, prowokując widza do refleksji.
Jej podstawą czyni popularne w swojej ojczyźnie uliczne występy, których bohaterami są specjalnie wytresowane małpy wykonujące na zawołanie widowiskowe sztuczki. Wystrojone w miniaturowe ubrania i przywdziewające ludzkie maski, przypominają biegające dookoła dzieci. Tyle tylko, że ich swoboda oraz pozorna witalność ograniczone są przez niedługi łańcuch. Na drugim jego końcu znajdują się młodzi mężczyźni, którzy na skutek braku perspektyw i wymuszonych zależności znajdują się w nie mniejszym potrzasku.
Poważna problematyka, jaką podejmuje Lubish, skonfrontowana jest z lekką, momentami jowialną formą. Bo nawet w świecie, gdzie na każdym kroku czeka jakaś trudność, jest miejsce na poczucie humoru. Z takiego założenia wychodzą bohaterowie „Małpy w masce…”, i to w trakcie projekcji udziela się także widzowi.
Może właśnie dlatego film tak dobrze się ogląda. Nie przytłacza, a daje do myślenia. Film Ismaila Fahmiego Lubisha to rodzaj dokumentu, który traktuje widza po partnersku. I tylko od niego zależy, czy wejdzie w świat slumsów Dżakarty i osobliwego ulicznego teatru.
Kuba Armata
„Małpa w masce – ewolucja teorii Darwina”
Dziś, godz. 13.15, Kino NH 8
Jutro, godz. 16.00, Kino NH 4
28 lipca 14
– Bycie w jury to ciężka robota i mnóstwo walki. Rzucam się strasznie, bo jestem jurorem agresywnym. Zgoda i familiarna atmosfera to w tym przypadku coś niedobrego – mówi Wojciech Bąkowski.
Rozmowa z Wojciechem Bąkowskim artystą multimedialnym, jurorem Międzynarodowego Konkursu Filmów o Sztuce.
więcej
Kuba Armata: Poruszasz się zwykle na pograniczu słowa, muzyki, sztuk plastycznych.
Wojciech Bąkowski: Jestem wrogiem kinematografii. Traktuję to medium jako konieczność. Dużą wagę przykładam, by zasadne było jego użycie. W filmie spotykają się u mnie wszystkie muzy, które wymieniłeś. Robię filmy, gdy nie jestem w stanie prościej przekazać tego, co bym chciał. Gdy potrzebuję synkretycznej formy.
Traktujesz kino jako eksperyment?
– Wręcz przeciwnie. Kino wydaje mi się najbardziej filisterską ze wszystkich sztuk. I też z tego powodu jest najpopularniejsze. Posiada dźwięk, słowo, ruchomy, migotliwy obraz. Może być projektowane na wielkiej przestrzeni i mocno nagłaśniane. Siłą rzeczy jako formie najbliżej mu do komercji. Dlatego też zanurzenie w tę dyscyplinę wydaje mi się najmniej eksperymentatorskie. Eksperyment jest tam, gdzie pojawia się jakieś zaniechanie.
Ciekawa jest forma wielu Twoich filmów – rysowanie bezpośrednio na taśmie, techniki noncamerowe.
– Już cała awangarda w latach 20. zajmowała się drapaniem taśmy. To bardzo atrakcyjne. Podrapiesz taśmę, coś na niej narysujesz, zostanie to rzucone na wielką płaszczyznę i zawsze jest efektowne. Jak się przyklei do tego włos i zobaczysz go na ekranie, to już samo powiększenie porusza.
Z czego wzięło się zainteresowanie tą formą?
– Oglądałem trochę starych filmów, w liceum interesowałem się Julianem Antoniszem. To mnie popchnęło do rozpoczęcia studiów w tym kierunku. Miałem też wspaniałego profesora Kazimierza Urbańskiego, który pokazywał mi ten świat z innej strony.
Obok strony formalnej ważne jest dla Ciebie słowo w filmie.
– Interesuję się prawie wszystkimi gałęziami twórczości, kultury. Mniej teatrem i kinem, ale literaturą i muzyką już bardzo. Miałem do wyrażenia pewne treści, które trudno zamknąć w poemacie, wierszu czy utworze muzycznym. Potrzebny był mi obraz, żeby wszystkie teksty dobrze ulokować w wyobraźni odbiorcy.
Ważną inspiracją jest dla Ciebie postać Mirona Białoszewskiego.
– Z polskich twórców jest on moją największą inspiracją. Ma bardzo podobny sposób poszukiwania prawdy. Polega na posługiwaniu się najprostszymi elementami rzeczywistości, znanymi każdemu. Bez zabawy w erudycję, dalekie odniesienia. Lubię twórców, którzy najkrótszą drogą zmierzają do prawdy, jaką chcą pokazać w swoich dziełach. Taki jest Białoszewski, Proust.
Jesteś w jury Międzynarodowego Konkursu Filmów o Sztuce. Przystępujesz do tego zadania z jakimiś oczekiwaniami?
– Oczywiście. Zawsze kiedy mam oceniać innych, traktuję to bardzo poważnie. Na mnie zawsze duże wrażenie robi dzieło, które jest niepodobne do innych. Bycie w jury to w ogóle ciężka robota i mnóstwo walki. Ja rzucam się strasznie, bo jestem agresywny jako juror. Zgoda i familiarna atmosfera to w tym wypadku coś niedobrego.
Rozmawiał Kuba Armata
28 lipca 14
– Zawsze fascynował mnie obraz Caravaggia „Dawid i Goliat”, na którym Dawid, choć trzyma w ręku głowę Goliata, nie jest pokazany jako zwycięzca, ale ofiara – mówił Peter Brunner, austriacki reżyser, uczeń Michaela Hanekego, w kontekście „Mojego ślepego serca”.
więcej
To jego drugi pełnometrażowy film. Historia Kurta (Christos Haas), chorego na zespół Marfana, przypomina walkę z Goliatem. Tyle że nie ma w niej zwycięzców. Czarno-biały, szorstki film krąży wokół dwóch obsesji rządzących życiem niemal ślepego Kurta. Matki, którą trzeba zabić w imię wolności – ale później płacić za to męczarnią poczucia winy. I ciała, które jest więzieniem, przekreśla wszystkie marzenia. Kurt wypowiada mu wojnę – na śmierć i życie.
„Moje ślepe serce” zmusza do przyjęcia jego perspektywy. Nie przestrzega zasad domu opieki, nie rozpoznaje granic. Najczulszy jest w relacji z Conny (Jana McKinnon), 13-nastoletnią uciekinierką z domu, z którą ma platoniczną, ale bardzo sensualną relację.
Powolne tempo filmu Brunnera, wielbiciela kina Tarkowskiego oraz obrazów Boscha i Bacona, dotyka wielu wątków. Wszyscy cierpią tu z powodu matek, próbują rozprawiać się z ich opresyjną miłością. I wracają do nich na końcu – bezsilnie ulegli. Choroba Kurta jest pytaniem o normalność, ale sygnalizuje też wątek – jak technologia może naprawiać błędy natury. Najciekawszy jest głos lekarza, słyszany z offu, hipnotyczny wykład sugerujący, że w niepełnosprawności życie jest skondensowane, bliskie kosmicznej energii. Odurzające jak narkotyk.
Magdalena Felis
„Moje ślepe serce”
Dziś, godz. 19.15, Kino NH 9
Jutro, godz. 10.15, Kino NH 9
28 lipca 14
„Oilfields Mines Hurricanes” Fabiana Altenrieda to eksperymentalne kino drogi, które równie dobrze jak w kinie sprawdziłoby się w galerii sztuki.
więcej
To film wymagający cierpliwości. Gdyby to było klasyczne kino drogi, oglądalibyśmy bohatera zmierzającego od jednego punktu do drugiego i przechodzącego jakąś przemianę. „Oilfields Mines Hurricanes” rozsadza tę formułę. Tutaj wszystko dzieje się ostentacyjnie niespiesznie, kolejno odwiedzane miejsca wydają się ze sobą niezwiązane, a na bohatera czeka więcej pytań niż odpowiedzi.
On sam – mężczyzna z osłonicą przytwierdzoną do twarzy – jest bardziej zbiorem pytań niż spójną osobowością. „Podróżuje przez obcy świat w poszukiwaniu czegoś, czego nie może odnaleźć. Szuka kontaktu z abstrakcyjnym innym, skazany na porażkę od samego początku. Doświadcza własnego rozpadu” – pisze o swoim bohaterze reżyser.
Film ten charakter zawdzięcza metodzie, według której powstawał. Reżyser zaprosił do współpracy przy tworzeniu jego scenariusza osiemnaścioro autorów, reprezentujących różne dziedziny sztuki. Osób nieznających się, które spotykały się tylko wirtualnie. Każda skończona scena trafiała na towarzyszącego produkcji bloga i każdy z autorów decydował, czy będzie kontynuował, czy stworzy osobną mikronarrację. Większość wybrała drugą możliwość, dlatego film nie ma jednej linii narracyjnej. To seria performansów, struktura oparta na zaplanowanym na 639 lat organowym utworze Johna Cage’a „As Slow as Possible”.
Iwona Sobczyk
„Oilfields Mines Hurricanes”
Dziś, godz. 9.45, Kino NH 2
3 sierpnia, godz. 15.45, Kino NH 2
28 lipca 14
Festiwal T-Mobile Nowe Horyzonty oprócz części filmowej proponuje wydarzenia z innych dziedzin sztuki. W niektórych uczestniczyć można w przerwach między seansami.
więcej
Tak jest z instalacją Janusza Króla, pioniera polskich efektów specjalnych, autora rekwizytów do „Klątwy Doliny Węży” Marka Piestraka. Ten kultowy film kręcony na Dolnym Śląsku stanowi część tegorocznej sekcji Nowych Horyzontów Języka Filmowego. Jego rzeźbiarski, fantastyczny obiekt scenograficzny można oglądać na pierwszym piętrze KNH.
Między drugim i trzecim piętrem znajdziemy instalację związaną z realizacją teledysku zespołu Kariera do piosenki Dryf. Tę poklatkową, oniryczną opowieść nakręcono w analogowy sposób, nawiązując do estetyki lat 60.
Intrygująca jest druga odsłona Midnight Show, widmowej wystawy, otwieranej na godzinę o północy w galerii Dizajn BWA. To seans, na którym nie wyświetla się filmu, propozycja spojrzenia na obrazy, fotografie i obiekty w sposób, w jaki zazwyczaj oglądamy kino.
Projekcje towarzyszą też projektowi Dawne Horyzonty w Galerii Entropia i Cafe Cocofli. Instalacje oparte są na zapisach życia powojennego Wrocławia zarejestrowanych na taśmie celuloidowej przez Włodzimierza Kałdowskiego oraz Bolesława Głazowskiego.
Warto zwrócić uwagę na pokaz Andrzeja Klimowskiego we Wrocławskiej Galerii Polskiego Plakatu i monumentalną prezentację „Picasso Dalí Goya. Tauromachia – walka byków” w Muzeum Architektury.
Kuba Armata
28 lipca 14
Powiększenie to jedyny debiutant wśród konkursowych zmagań tegorocznej edycji T-Mobile Nowe Horyzonty. Rywalizują w nim twórcy audiowizualni z Dolnego Śląska.
więcej
Organizatorzy przekonują, że idea narodziła się z chęci stworzenia młodym, niezależnym artystom możliwości zaprezentowania dokonań szerszej publiczności: widzom festiwalu, jak i mediom oraz przedstawicielom branży, co może zaowocować współpracą.
Konkurs jest otwarty. Dotyczy to zarówno gatunków filmowych, formy (mogą to być także prace wideo i wideoklipy), jak i metrażu. Dzięki temu Powiększenie jest najbardziej różnorodnym konkursem tegorocznego festiwalu. Mieszają się tu różne estetyki, ścierają poglądy na kino (i nie tylko), kilkunastominutowej etiudzie ze szkoły filmowej towarzyszy montażówka z wakacji. Wreszcie twórcy bardziej doświadczeni, jak Krzysztof Skonieczny czy Kuba Czekaj, spotykają się z zupełnymi amatorami, którzy filmowe medium traktują jako rodzaj hobby.
Zwycięzców wyłoni trzyosobowe jury, w którego skład wchodzą: historyczka i krytyczka sztuki Kamila Wielebska, dziennikarz filmowy Jan Pelczar oraz reżyser filmów krótkometrażowych Bartosz Warwas. Na laureatów czekają atrakcyjne nagrody – 10 tysięcy złotych dla najlepszego filmu, 5 tysięcy złotych dla najlepszego wideoklipu oraz nagroda specjalna dla uczestnika konkursu poniżej 40. roku życia (mieszkającego lub studiującego na Dolnym Śląsku), czyli roczne stypendium w wysokości 12 tysięcy złotych. Fundatorem nagród jest Europejska Stolica Kultury – Wrocław 2016. Dodatkowym wyróżnieniem festiwalu oraz Centrum Technologii Audiowizualnych we Wrocławiu jest możliwość realizacji autorskiego projektu twórczego oraz skorzystania z kompleksowej infrastruktury i zaplecza technicznego, dostępnych w siedzibie CeTA.
Kuba Armata
28 lipca 14
A co, jeśli morderca zapobiegliwie rękawiczki zjadł? Tok myślowy detektywa Erwina przerwało walenie w drzwi. Ktoś próbował wejść na salę.
więcej
– Otworzyć? – wolontariuszka ewidentnie była rozdarta wewnętrznie, chciała otworzyć.
– Dopiero kiedy dowiem się, kto z państwa jest mordercą.
Rozdarcie wewnętrzne dziewczyny rozdarło się jeszcze bardziej.
– Klucz! – ryknął detektyw Erwin. Wolontariuszka wykonała rozkaz. – Nikt stąd nie wyjdzie ani tu nie wejdzie przed końcem seansu. Którą mamy łyżeczkę?
– Ósmą, łyżeczkę potęgi myślenia pozytywnego – wyjaśnił reżyser. Ujęcie przedstawiało łyżeczkę w obracającej się betoniarce.
– Do ostatniej, czternastej łyżeczki zakończę śledztwo i ujawnię mordercę. A teraz wszystkich państwa z trzech pierwszych rzędów, poza trupem, rzecz jasna, proszę o opróżnienie kieszeni, toreb, plecaków i torebek.
Osiemnastu widzów okazało swoje zawartości. Rękawiczek nie było, jednak co innego przykuło wytężoną uwagę detektywa. Książka Agathy Christie „Morderstwo to nic trudnego”. Wysłużony egzemplarz należał do oprószonego mąką, pulpetokształtnego prawdopodobnie kucharza.
– Kto jest mordercą?
– Czternaście stron mi zostało. Zżera mnie ciekawość. Zamiast iść na łyżeczki, mogłem doczytać książkę. Myślałem, że to film kulinarny. Jestem kucharzem, na co wskazuje mąka na mojej grzywce.
– Pomimo tego, że zżera pana ciekawość, wybrał pan kino?
– Mówiłem... myślałem, że to film o jedzeniu.
– Nie czyta pan recenzji przed zakupem biletu?
– Czytam, ale musiałem przygotować czternaście litrów sosu chrzanowego, nie zdążyłem.
– A to?
– Co?
– Na pana dłoniach, krwistoczerwone zacieki...
Cdn.
Łukasz Jakubowski
|
|
Moje NH
Strona archiwalna 14. edycji (2014 rok)
|